Prywatność na pokaz, czyli intymność upubliczniona

Żyjemy w rzeczywistości, w której intymność lub pokazywanie tego, co intymne, za pośrednictwem sieci, jest niemal koniecznością. Bo jeśli cię tam nie ma, to nie istniejesz, a widoczność w świecie wirtualnym jest dla niektórych prawie ważniejsza niż obecność w prawdziwym świecie.
Prywatność na pokaz, czyli intymność upubliczniona
Valeria Sabater

Napisane i zweryfikowane przez psycholog Valeria Sabater.

Ostatnia aktualizacja: 10 grudnia, 2021

Prywatność na pokaz, rozumiana jako akt, w którym to, co prywatne, staje się publiczne, całkowicie zmienia sposób rozumienia świata.

Żyjemy w rzeczywistości, w której intymność często pokazuje się w sferze publicznej. Niemal nie zdając sobie z tego sprawy, staliśmy się codziennymi podglądaczami życia innych. Życia, które dobrowolnie publikują w sieciach społecznościowych.

Przyznajmy, coraz mniej wysiłku kosztuje nas opublikowanie myśli, która dopiero co przyszła nam do głowy.  Albo pokazanie tego, co właśnie jemy na śniadanie czy podzielenie się muzyką, której teraz słuchamy. Bo jeśli wszyscy stosują prywatność na pokaz, to dlaczego nie my?

Nowe technologie stworzyły wspólną i współdzieloną sferę, w której wszyscy jesteśmy niewinnymi obserwatorami i dyskretnymi ekshibicjonistami.

Ujawnianie, udostępnianie lub publikowanie prywatnych informacji to nie tylko sposób na tworzenie wspólnoty z tymi, którzy również to robią. Upublicznienie tego, co prywatne, sprawia, że jesteśmy widoczni. Zapewnia nam obecność w tej technologicznej i cyfrowej scenerii, w której rządzi zasada, że jeśli się nie pojawiasz, nie istniejesz.

Prywatność na pokaz weszła na scenę, by na niej pozostać. Spróbujmy zatem zrozumieć, na czym polega ta koncepcja, która, choć może się to wydawać dziwne, wcale nie jest zupełnie nowa.

Telefon w ręku

Czym jest i jak się objawia prywatność na pokaz?

Słowo extimité pochodzi z francuskiego, a wymyślił je francuski psychoanalityk Jacques Lacan. Jego znaczenie to odwrotność intymności, ale do dziś nie ma jednego ustalonego odpowiednika w języku polskim.

Dla Lacana ta koncepcja reprezentowała stan, w którym człowiek definiuje się przez posiadanie pewnych bardzo intymnych obszarów, które nabierają sensu tylko w świecie zewnętrznym. Na przykład nieświadomość jest wewnętrznym stanem psychicznym, ale ostatecznie wyraża się na zewnątrz.

Natomiast francuski psychiatra Serge Tisseron wykorzystał ten lacanowski termin kilka lat temu, aby zastosować go do dzisiejszej nowoczesności. Dzisiejsza extimité, to swoista prywatność upubliczniona, wystawiona na pokaz.

To proces, w którym nowe technologie popychają nas do pokazania części naszego życia psychicznego i prywatności w sferze publicznej. A zwłaszcza w świecie cyfrowym. Czy to może oznaczać, że nagle staliśmy się ekshibicjonistami?

Nie do końca. Nie jesteśmy nimi, ujmując rzecz z grubsza, ponieważ każdy sam wybiera to, co chce pokazać. A ponadto to, co publikujemy, często nawet rozmija się z rzeczywistością. Jesteśmy wybiórczy. Właściwie najczęściej bardzo starannie wybieramy, co jak i kiedy pokazać.

Nie jesteśmy tym wszystkim, co jest widoczne w sieciach. Raczej jesteśmy tym, co sami wybieramy do pokazania.

Prywatność na pokaz, sposób na zbliżenie się do innych

Lubimy oglądać, to prawda. Interesuje nas patrzenie na życie innych, aby się dowiedzieć, zobaczyć, zrozumieć, zatęsknić, podziwiać, uczyć się, a nawet zazdrościć. Jednak lubimy też odczuwać emocje.

Prywatność przeznaczona na pokaz jest idealnym źródłem emocjonalnego oddziaływania na tych, którzy nas obserwują. Na tych, którzy wpatrują się w wizjer swoich ekranów, aby wejść do innego świata.

Wielkie marki, guru sieci i instagramowicze wiedzą, że jednym ze sposobów na przyciągnięcie obserwujących jest ujawnianie drobnych intymności. Dzięki temu ludzie, których nie znamy, nagle znajdują się blisko nas, gdy ujawniają coś ze swojego życia, gdy otwierają drzwi swojej dobrze wybranej prywatności.

Nagle utożsamiamy się z tymi nieznajomymi, wzbudzają naszą empatię i śledzimy ich kolejne publikacje.

Pamiętajmy jednak, że to zbliżenie, które definiuje prywatność na pokaz, wcale nie oznacza, że ​​widzimy, kim rzeczywiście jest dana osoba. Taki przekaz daleko odbiega od autentyczności i szczerości. Widzimy raczej to, co ona sam chce reprezentować.

Dzielenie się tym, co prywatne, aby stać się widocznym i na nowo zinterpretować siebie

Scena cyfrowa, sieci, media i wszystko, co znajduje się po drugiej stronie ekranu, tworzy inną rzeczywistość równoległą do naszej. Telefon komórkowy, e-mail, czaty, systemy komunikacyjne, sieci społecznościowe…

Wszystko to określa scenerię, w której my również chcemy być obecni. A do tego właśnie musimy się umieć “wyświetlać”, ćwiczyć prywatność na pokaz.

Upublicznienie tego, co prywatne, umieszcza nas w tym alternatywnym świecie, w którym możemy stworzyć nowe ja, w którym możemy być obecni jak prawie wszyscy inni. Ponieważ jeśli nie ma cię w tej przestrzeni, to dlatego, że nie istniejesz. A kto by nie chciał być częścią tej nowej kultury, tej sfery, która każdego dnia nabiera większego znaczenia.

Mężczyzna z telefonem

Prywatność na pokaz i fiksacja na punkcie bezpośredniości

Prywatność na pokaz charakteryzuje dziś również bardzo szczególna cecha: bezpośredniość. „Jem śniadanie z partnerem”, „już w pociągu do pracy”, „medytuję”… Kiedy otwierasz telefon komórkowy, upubliczniona intymność ujawnia się poprzez to, co dzieje się tu i teraz.

To jest najważniejsze. To, co wydarzyło się wczoraj lub przedwczoraj, nie ma znaczenia. W dzisiejszych czasach to, co większość z nas chce „skonsumować” lub zobaczyć, dzieje się właśnie w tej sekundzie.

Skradziona prywatność – intymność, którą ujawniamy nie wiedząc o tym

Większość z nas publikuje swoje zdjęcia, filmy, myśli i przemyślenia w sposób dobrowolny. Oznacza to, że najczęściej jest to świadome upublicznianie małych fragmentów prywatnego wszechświata, które jednak przez cały czas filtrujemy. Czasami pomijamy fakt, że istnieje inny rodzaj zakamuflowanej prywatności na pokaz.

Urządzenia elektroniczne mają kamerę i mikrofon. Aplikacje, z których korzystamy i sieci społecznościowe, w których się rejestrujemy, mają algorytmy i boty, które analizują wszystko, co robimy w tych cyfrowych światach. Jesteśmy obserwowani, podsłuchiwani i analizowani.

Nasza prywatność staje się publiczna ze względu na niebezpieczeństwo nieodłącznie związane z technologią mającą na celu gromadzenie jak największej ilości informacji o nas. A to co gromadzi się w sieci, równie dobrze się sprzedaje. To, co prywatne, nie tylko jest upubliczniane, ale jest również sprzedawane dużym firmom.

Doszliśmy do punktu, w którym intymność i publiczność nadmiernie się nawzajem przenikają, a coś takiego wiąże się z ryzykiem. Miejmy to na uwadze, zastanówmy się, w jakim stopniu prywatność wystawiona na pokaz przynosi nam korzyści, a w jakim nam szkodzi.


Wszystkie cytowane źródła zostały gruntownie przeanalizowane przez nasz zespół w celu zapewnienia ich jakości, wiarygodności, aktualności i ważności. Bibliografia tego artykułu została uznana za wiarygodną i dokładną pod względem naukowym lub akademickim.


  • Alain Miller, Jacques (2010) Extimidad. Paidós

Ten tekst jest oferowany wyłącznie w celach informacyjnych i nie zastępuje konsultacji z profesjonalistą. W przypadku wątpliwości skonsultuj się ze swoim specjalistą.