Narzekanie słyszane w dzieciństwie a niepokój w dorosłym życiu

Smutne dziecko - narzekanie szkodzi

Czy zastanawiałeś się kiedyś, jaki wpływ może mieć Twoje narzekanie na przyszłe życie otaczających Cię dzieci? Wydawać, by się mogło, że nie ma to żadnego związku, nic jednak bardziej mylnego. Dzieci bowiem widzą, słyszą i rozumieją znacznie więcej, niż by się nam mogło wydawać.

Dziewczynka spogląda przez okno samochodu, co dzieje się dookoła niej. Siedzi w nim wygodnie na tylnym siedzeniu, jest odprężona i pełna dziecięcej, niewinnej ciekawości. Odczuwa nieodpartą potrzebę napełnienia swojego życia odczuciami, nowymi doświadczeniami i odkrywaniem tego, co nieznane.

Równocześnie słucha rozmowy rodziców.

Martwią się oni wysokimi rachunkami. Wspominają stare, dobre czasy i to, jak łatwe kiedyś było ich życie. Z ich ust nieustannie wydobywa się narzekanie – na to, jak trudne teraz jest życie, jak wiele mają problemów i że właśnie przez to wszędzie się spóźniają. Rozmowa taka stanowi często powtarzany rytuał rodziców.

Gdy przychodzi moment, by wysiąść z samochodu i iść do szkoły, mama zmartwionym głosem mówi swojemu dziecku, żeby na siebie uważało i żeby było ostrożne. Nigdy jednak nie tłumaczy, na co konkretnie należy uważać.

Za każdym razem plecak dziewczynki zdaje się ważyć więcej. Ani fakt, że znajdują się w dobrej sytuacji finansowej, ani dobre relacje z kolegami w szkole, ani też dzieciństwo wolne od traum nie zdołało uchronić dziecka przed miażdżącym uczuciem, że coś nieustannie idzie źle i że coś jest nie tak.

To tak, jakby za chwilę miało się wydarzyć coś naprawdę złego…

Jej rodzina nieustannie powtarza, żeby była ostrożna i uważała na siebie, że na świecie dzieją się straszne rzeczy i że ostrzegają ją, ponieważ martwią się o nią i nie chcą, żeby stała jej się jakaś krzywda.

Nigdy jednak nie określają, na co konkretnie ma uważać i przed czym się chronić. Nie tłumaczą też, czy można zrobić coś, żeby zapobiec nieszczęściu, a jeżeli tak to co i w jaki sposób.

Cały ten przekaz cechuje się pasywnością, jest w nim obecne narzekanie, ostrzeżenia, ale nie ma żadnej konstruktywnej instrukcji postępowania.

Ciekawość dziewczynki jest z czasem uchwycona w klatkę jej własnej wyobraźni. Zaczyna bardzo bać się, że to, co sobie wyobraża kiedyś wydarzy się naprawdę. Z czasem jej uważność i ostrożność rozciąga swoją siatkę na wszystko, co myśli, czuje i robi.

Nie urodziła się z takim nastawieniem. Narzekanie drugich je wykształciło i nadało mu formę. Zaczyna się u niej formować zaburzenie znane jako zespół lęku uogólnionego. Zanim jednak to odkryje, będzie musiała odwiedzić wielu nieodpowiednich lekarzy i usłyszeć wiele chybionych diagnoz.

Smutna dziewczynka za oknem

Strach, który nie odpuszcza, zmartwienie znikąd, które zajmuje wszystko

Zespół lęku uogólnionego to nie jest jeden epizod stresu czy lęku. Nie jest to też tymczasowe zmartwienie jakąś konkretną sytuacją bądź stan irytacji czymś, na co całkiem słusznie się denerwujemy.

Zaburzenie to jest efektem wielu przeżyć nagromadzonych w ciągu życia, które w jakiś sposób zmodyfikowały nasz sposób postrzegania spraw. Zmodyfikowały też na stałe nasz stan emocjonalny, a nawet fizjologiczny. Pewne reakcje stały się automatyczne. Na pewne bodźce odpowiadamy instynktem.

Jak wiele innych zaburzeń psychicznych, zespół lęku uogólnionego nie ma swoich korzeni w tym, co fizyczne. To konkretne zaburzenie nie ma nic wspólnego z naszą fizjologią czy genetyką.

Jedyną kwestią jest to, że zauważono, iż znacznie częściej pojawia się u dzieci, których matka w momencie porodu była w bardziej zaawansowanym wieku. Przyczyny takiego stanu rzeczy nie są jednak znane.

Temat nie jest jeszcze zbadany dogłębnie. Istnieją jedynie luźne powiązania i przypuszczenia. Jedno jest pewne: narzekanie i niepokojące wieści słyszane w dzieciństwie może mieć wpływ na jego pojawienie się.

Mężczyzna, las i mgła

Zespół lęku uogólnionego w wieku dorosłym charakteryzuje się nieprzyjemnym uczuciem opartym na zamartwianiu się o przyszłość oraz o to, co się wydarzy. Osoba dorosła z zespołem uogólnionego lęku zwykle była dzieckiem, które nauczyło się, że martwić się to jedyny sposób na połączenie się z życiem.

Lęk ten i uczucie zmartwienia wpojono mu w dzieciństwie nie jako reakcję na rzeczywiste zagrożenie, lecz jako uczucie, którym podszyty jest każdy dzień. Przypomina to nieco walkę z niewidzialnym wrogiem.

Okazuje się jednak, że zamartwianie się stanowi formę ucieczki od teraźniejszości. Jest to wymówka przed strachem i niepewnością.

Duch walki i kreatywności zostaje w tym przypadku stłumiony przez ciągłe narzekanie, zmartwienia, lamentowanie nad przeszłością i niesprecyzowane ostrzeżenia o potencjalnym niebezpieczeństwie.

Strach i ucieczka czyli narzekanie usprawiedliwione

Najtrudniejsze momenty, w których niepokój staje się chroniczny i niejako “wrasta” w naszą osobowość, mają miejsce w najwcześniejszych latach naszego życia. Bywa, że to właśnie tam rozpoczął się strach, który towarzyszy nam przez całe życie.

Tkwiąca w nas mała dziewczynka, która z niewinnością spoglądała przez okno siedząc na tylnym siedzeniu samochodu, w sensie przenośnym tak naprawdę nigdy z niego nie wyszła. Nie wysiadła, nie zatrzasnęła drzwi i nie sięgnęła po swoje marzenia i cele.

Pozostała sparaliżowana przez narzekanie rodziców, które nieustannie słyszała. Przez rady, które w jej życiu tak nawiasem mówiąc wcale nie okazały się użyteczne. Przez ostrzeżenia o zagrożeniu, podczas, gdy zagrożenia wcale nie było. Przez ciągłe wpajanie jej, jak niebezpieczne i ryzykowne jest wszystko dookoła.

Wszystko to krok po kroku zgasiło jej wolnego, odważnego ducha. W obliczu podkopywania śmiałości oraz surowej oceny płynącej z zewnątrz, jej poczucie własnej wartości zostało stłumione i zmiażdżone.

Teraz woli unikać jakiegokolwiek działania, woli pozostawiać zadania nieskończone i szukać wymówki oraz usprawiedliwienia dla takiego postępowania. Tak, żeby trudność zadania wydawała się ważniejszym powodem, niż jej brak determinacji. Narzekanie okazuje się w tym przypadku niezwykle użytecznym narzędziem.

Ta bystra dziewczynka utknęła na samym początku mostu. Inni ludzie zdają się przekraczać go z łatwością. Śmiałym krokiem podchodzą i kupują swoje bilety ku dorosłości. Dziewczynka z kolei tkwi sparaliżowana, ponieważ w jej uszach nadal obijają się echem narzekanie i ciągłe przestrogi.

Bycie dorosłym wydaje jej się zadaniem niemożliwym do wykonania, wielkim, ciężkim, zbyt trudnym…

Dziewczynka z misiem siedzi na moście

Nic nie więzi nas bardziej, niż nasz własny strach

Myśleć i działać czyli jak uwolnić się z pęt strachu

Mało które działanie jest tak nieskuteczne i bezsensowne, jak mówienie komuś, kto odczuwa strach, żeby przestał się bać. Strach przecież nie jest namalowanym ołówkiem bazgrołem, który z łatwością można wymazać.

Osoba, którą dopadł strach, niepokój czy cierpi na stany lękowe, potrzebuje czasu, by stopniowo zburzyć zaburzony system wzmożonej czujności, który w niej narósł. System, który jest nadaktywny, nadpobudliwy i reaguje intensywnie na jakiekolwiek zadanie bądź kwestię.

Człowiek taki zwykle przejmuje się również sytuacjami z przeszłości, w których czuje, że “zawalił” i nie zdołał się wywiązać odpowiednio. Bywa też, że obwinia się za każdą przyjemność, jakiej doświadczył.

Poczucie winy może wywołać u takiej osoby na przykład zakup nowego ubrania, wyjście ze znajomymi czy cokolwiek innego, co zrobił by się rozerwać i poczuć się lepiej. Tak jakby przyjemność nie była wliczona w jego życie i stanowiła zakazany owoc. Dlaczego? Bo po okresie spokoju zawsze należy spodziewać się burzy – i na to właśnie czeka.

Leczenie

W przypadku osób cierpiących na zespół lęku uogólnionego, najlepszym wyjściem jest zaakceptowanie tego, co się dzieje w ich wnętrzu. Człowiek taki musi uznać, że to, co przeżywa jest prawdziwe, ale wcale nie oznacza to, że jego życie już się skończyło lub że nie może być szczęśliwy.

Może się to wydawać na pierwszy rzut oka skomplikowane, ale w rzeczywistości wcale takie nie jest. Najlepszym lekarstwem na niepokój nie jest bowiem staranie się go za wszelką cenę uniknąć, lecz wręcz przeciwnie: wyjście mu naprzeciw.

Należy uprzednio – gdy czujemy się dobrze – ustalić konkretny plan. Dzięki temu będziemy w stanie odważnie przejść przez ten most i pewnym krokiem wejść w dorosłość oraz we własną wolność.

Musimy pamiętać, że bardzo często zaburzenie, jakim jest zespół lęku uogólnionego mylnie bierze się za depresję, fobię lub zaburzenia obsesyjne. Dlatego też czasem postawienie odpowiedniej diagnozy zajmuje dużo czasu, bywa, że nawet lata.

Rozpoczęcie leczenia oraz ustabilizowanie stanu pacjenta to skomplikowany i długotrwały proces. Istnieją lekarstwa takie jak na przykład wenlafaksyna, które mogą się okazać pomocne. Plusem jest fakt, że środek ten uzależnia znacznie mniej niż na przykład benzodiazepina.

Leczenie powinno być procesem wielowymiarowym, spójnym, wymagającym zaangażowania zarówno lekarza jak i pacjenta. Jest to kluczowy czynnik umożliwiający spojrzenie na życie bez filtra negatywnych myśli i bez uczucia przytłoczenia nimi.

Jeżeli tego nie zrobimy, potwory w naszej głowie zawsze będą rzucać ciemne, przygnębiające cienie, które nas sparaliżują. Ciebie tak mylące i przerażające, jak te, które widziała dziewczynka przez okno samochodu tamtego kwietniowego poranka…

Scroll to Top