Porażka dla wielu osób jest największym możliwym błędem, grzechem kardynalnym. Porażka to zwykle coś, co postrzegamy jako przyczynę oceniania i surowego osądu.
Dużo zależy od oceniających skalę problemu osób i od konsekwencji danego czynu, ale wspólna płaszczyzna jest zawsze jedna – błędy i potknięcia to coś, czego zdecydowanie chcemy unikać jak ognia.
Okazuje się jednak, że nie ma lepszego nauczyciela, lepszego lekarstwa na emocjonalny paraliż i inspiracji do zmian, niż właśnie konieczność naprawienia popełnionych przez nas błędów. Zwłaszcza, jeśli mamy silne postanowienie, by to zrobić.
Porażka to nie koniec świata (wbrew temu, co się nam od dziecka konsekwentnie wmawia). Jej znaczenie określa nie to, że się nam przydarza, lecz raczej sposób, w jaki stawiamy jej czoła. Sposób, w jaki naprawiamy popełnione przez nas błędy i jak reaguje na to wszystko nasze sumienie.
Może zabrzmi to dla Ciebie, jak coś zupełnie nowego, ale to tylko i wyłącznie na Tobie spoczywa ciężar decyzji odnośnie tego, czy porażka będzie burzyć, czy budować, dodawać czy odejmować, druzgotać Cię, czy wzmacniać.
Czy porażka naprawdę jest porażką?
Kiedy coś nie idzie po naszej myśli, mamy dwie opcje: opuścić ręce w akcie rezygnacji i nigdy więcej nie podejmować danej czynności lub użyć błędu jako mostu, po którym przejdziesz dalej, rozwiązując po drodze wszelkie napotkane trudności.
W teorii różnica ta jest prosta i oczywista. Okazuje się jednak, że życie pisze własne scenariusze i praktyka może być dużo trudniejsza od tego, co mówią statystyki.
Już od wieków błąd i porażka to coś, co piętnuje się i demonizuje. W literaturze, kinematografii i muzyce przypisuje się ją “tym złym”. Okazuje się jednak, że jest zupełnie inaczej. Bywa, że porażka może pomóc Ci, a nawet być Twoim przyjacielem.
Wszystko zależy od tego, jakie nastawienie przejawiasz, gdy musisz stawić czoła własnym pomyłkom. Będziesz zachowywać się tak samo, popełniając te same błędy, czy może nauczysz się z tego, co Ci nie wyszło i będzie to stanowić dla Ciebie cenną lekcję?
Nie jest trudno się pomylić. Jesteśmy ludźmi z krwi i kości, nie jesteśmy w stanie robić wszystkiego idealnie. Pomyłki są wpisane w nasze codzienne zajęcia. Trudności zaczynają się, gdy przychodzi nam pracować nad tym, co zepsuliśmy.
Potępianie porażek i błędów to już przeszłość
W swojej książce zatytułowanej: “The upside of down” (po polsku: “Jasne strony porażek”), Megan McArdle stwierdza, że już od starożytności postrzegamy upadki w sposób błędny i pogrążający nas.
Gdy w dawnych czasach lokalne społeczności poświęcały się polowaniu, o porażkach zapominano natychmiast. Dlaczego? Dlatego, że nie było czasu się nad nimi rozwodzić. Trzeba było zapomnieć o zwierzynie, która uciekła i skupić się na upolowaniu nowej, gdyż od tego zależało przeżycie rodziny.
Z czasem jednak, gdy wynaleziono rolnictwo, każdy członek społeczeństwa otrzymał wyszczególnione zadanie. Właściwe wykonanie każdego etapu uprawy przez poszczególne osoby przyczyniało się do “sukcesu” w postaci bogatych żniw i dostatku.
Jaki miało to wpływ na innych? Osoba, która pracowała mniej bądź niedostatecznie efektywnie szkodziła całej reszcie społeczeństwa, przez co zasługiwała na karę.
W kolejnych wiekach rozwinął się bardzo podobny system robotniczy. System edukacyjny i szkoła nie należy do wyjątków. Wszystkim latom szkolnym towarzyszy nieustanne dążenie do ideału, jak najlepszej oceny, możliwie najwyższych wyników egzaminów czy niepowtarzalnej prezentacji.
Czy naprawdę tak powinno być? Czy nie jest tak, że powinniśmy raczej pracować nad doświadczeniem, umiejętnościami oraz naszym nastawieniem w obliczu porażki?
Porażka jako preludium sukcesu – przykłady
W całych dziejach ludzkości, tysiące osób osiągnęło niebywałe sukcesy w swoich poczynaniach. Ich życie nie było jednak drogą usłaną różami. Gdy zaczniemy jednak analizować ich biografie, uświadomimy sobie, że drodze na szczyt zawsze towarzyszyła porażka, upadek, potknięcie, a nawet liczne potknięcia.
Stephen King, Steve Jobs, Axl Rose czy Orson Welles – wszyscy oni mają w biografiach pomyłki, błędy i porażki.
Może ciężko Ci będzie uwierzyć, ale nawet Thomas Edison, wynalazca dosłownie tysięcy przedmiotów, w szkole miał opinię osoby nieproduktywnej, niezorganizowanej i kiepskiej w tym, co robi. Przykład tego nieprzeciętnego wynalazcy żarówki pokazuje nam, że porażka, potknięcie czy zła passa nie powinny zablokować naszego rozwoju i podążania naprzód.
Upadek, porażka – zaakceptuj je
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, prawda? Oczywiście, wszyscy mamy przyzwyczajenia i pewne utarte wzorce postępowania i tendencje, które bardzo trudno jest przekierunkować lub całkowicie zmienić.
Dlaczego tak się dzieje? Otóż istnieją dwa podstawowe powody: po pierwsze, pewne czynności powtarzamy wielokrotnie. Robimy to tak często, że wręcz wchodzą nam w nawyk i stają się automatyczne. Z czasem wykonanie ich nie sprawia nam już żadnego wysiłku.
Po drugie – w pewnych zachowaniach i wzorcach myślowych czujemy się po prostu bezpiecznie. Przyzwyczajamy się do nich, oswajamy się z nimi i czujemy się dobrze tak, jak jest. Stają się częścią naszej osławionej strefy komfortu.
Na przykład, jeśli znasz jakiegoś instruktora jazdy samochodem, spytaj go kiedyś, kogo woli uczyć: osoby nie mające pojęcia o prowadzeniu samochodu, czy kierowców mających już jakieś doświadczenie. Najprawdopodobniej odpowie Ci, że woli uczyć osoby bez jakiegokolwiek doświadczenia.
Dlaczego tak jest? Otóż osoby, które nigdy nie prowadziły samochodu, nigdy nie miały okazji nauczyć się złych nawyków. Nawyków, które są właściwe tym bardziej doświadczonym kierowcom. W taki sposób można powiedzieć, że nowi uczniowie uczą się, a doświadczeni kierowcy muszą niejako nadpisać posiadaną wiedzę.
To samo dzieje się z instruktorami prawa jazdy, z nauczycielami, czy osobami trenującymi innych w dyscyplinach sportowych. Trzeba przyznać, że nawet nam samym się to czasem przydarza. Nie wierzysz? Spróbuj ugotować ulubione danie w inny niż normalnie sposób. Albo odkręć kran lewą ręką. Otwórz drzwi używając drugiej ręki albo napisz w ten sposób sms-a.
Oczywiście, nie chodzi nam o zmiany dla samych zmian. Chodzi raczej o zmianę tego, co złe i zachowanie tego, co dobre. Aby porażka stała się podstawą do nauki i wyciągania wniosków, należy ustalić, czego chcemy się nauczyć, a potem nie zwracać już uwagi na to, w jaki sposób się tego nauczyliśmy.
Bardzo często zdarza się, że nie obserwujemy bezpośrednio błędu, ale raczej przyglądamy się efektom potknięcia, zadając sobie przy tym pytanie, co tak naprawdę zaszło; co się stało i w którym miejscu nie dopisaliśmy.
Jak uczyć się na błędach
Aby móc skutecznie i efektywnie uczyć się na własnych błędach, potrzebujemy pewnej formy sztuki oceniania sytuacji. W praktyce oznacza to, że należy przyznać, iż popełniliśmy błąd, uświadamiając sobie jednocześnie, że nie stanowi to części nas i że nie będziemy od teraz napiętnowani tym, co się nam nie udało.
Skłamałem, przyszedłem spóźniony, zostawiłem bałagan. Ale nie dlatego, że jestem permanentnym kłamcą, spóźnialskim czy bałaganiarzem. Po prosu mi się zdarzyło.
Jest to ostatni konieczny do wykonania krok. To właśnie na tym etapie nabieramy mądrości i uczymy się bez druzgotania naszego poczucia własnej wartości. Jest to bardzo ważny etap nabierania doświadczenia, dzięki któremu możemy stawić czoła naszej porażce, dokładnie ją analizując i oceniając, co tak naprawdę poszło nie tak.
Podsumowując, sukces bez porażki tak mało prawdopodobny jak wygrana na loterii. W zwykłym, codziennym życiu jest to proces, w którym istnieją kroki do przodu i do tyłu, postępy ale też błędy i porażka. To, co jest jednak niezmienne to ruch, dynamika i niezmienna motywacja.
Wbrew temu, co podpowiada nam tak zwany zdrowy rozsądek, błąd i porażka to coś, co może dodać nam mądrości i doświadczenia. Siła, dzięki której kroczymy do przodu i nie poddajemy się. Dlaczego? Bo “spokojne morze nie czyni marynarza ekspertem”.