Wiara w siebie. Kto Cię kocha, pomaga Ci ją rozwijać. Kto Cię kocha nie ośmiela się rozciągać na nią zasieków. Nie mówi, że nie możesz, że nie wiesz, że nie dasz rady. Kto Cię naprawdę Cię kocha, sprawia, że wiara w siebie będzie w Tobie stale rosnąć. Doda skrzydeł Twoim snom, a ciemne dni rozproszy przypominając Ci jak wiele już udało Ci się osiągnąć.
Jesteśmy doskonale świadomi, że jedną z największych wartości, która pozwala osiągnąć psychologiczną pełnię, jest wiara w siebie i swoje możliwości. Jednakże nikt nie może się spodziewać pięknego kwiatu, gdy jeszcze nie zasiano nasion. Tokiem tej analogii, jeśli w dzieciństwie nie zasiano nam ziaren wiary w siebie, trudno się spodziewać oszałamiających rezultatów.
Wiara w siebie – nieoceniona wartość
Jeśli w dzieciństwie przyklejono nam łatkę niezdarnych czy ociężałych, to w dorosłym życiu nasza wiara w siebie będzie znacznie ograniczona. W rezultacie będziemy się uważać za niezdolnych do wykonania tego, czy tamtego. Niska samoocena natomiast stale będzie podcinać nam skrzydła.
Prawdziwym przyjacielem jest ten, kto wierzy w Ciebie, chociaż Ty już nie wierzysz w siebie
W dużej części literatury poświęconej zagadnieniu samopomocy, którą obecnie dysponujemy, rozwijanie czynnika, jakim jest wiara w siebie jest niezwykle ważne. Wiele osób wciąż jednak nie bierze tego pod uwagę. Zachęca się nas do rozwijania takiego zaufania do samego siebie niezależnie od warunków i trudności, z jakimi przychodzi nam się zmierzyć.
Jeśli wiara w siebie ma być naszą domeną, to nie możemy przejmować się tym, co mówią inni, czy działać zgodnie z upodobaniem tych, którzy nasze poczucie wartości chcą po prostu zmieszać z błotem. Żeby jednak wykonać ten skok i nabrać wiatru w żagle, trzeba się zdobyć na podróż do naszego wnętrza. Na to niestety nie każdy jest przygotowany.
Żeby znaleźć miejsce na zasianie w naszym sercu wiary w siebie, musimy je odgruzować z tego, co zostało zburzone we wczesnym dzieciństwie. W ciągu wielu lat naszego życia, również w związku uczuciowym, być może niejednokrotnie przeżyliśmy różnego rodzaju frustracje. Te z łatwością zakorzeniają się w podatnej glebie naszego serca wpływając negatywnie na poczucie własnej wartości.
Gdy nie wierzą w Ciebie “autorytety”
Przede wszystkim należy wyjaśnić kto się zalicza do wspomnianych “autorytetów”. W książce “Oblicza umysłu. Ucząc się kreatywności”, opowiada o niezwykle ciekawym przypadku Gillian. Ta ośmioletnia dziewczynka stanowiła oczywisty dowód porażki szkolnego systemu. Zarówno jej rodzice, jak również nauczyciele nie wróżyli jej dobrej przyszłości. Uważali, że jest zbyt powolna, mało odpowiedzialna, rozproszona i zupełnie niepołączona z otaczającym ją światem.
Jej życie wydawało się być skazane na totalną porażkę, tym bardziej, że rzecz działa się w latach trzydziestych. Jednakże wszystko się zmieniło, gdy pewien psycholog postanowił przeprowadzić z nią kilka testów. Jak się okazało, dziewczynka była bardzo podatna na wiedzę, chłonna i muzykalna.
Kiedy zostawił ją samą w sali, zauważył, że aby swobodnie myśleć, musi ona tańczyć. W jej wnętrzu mieszkała baletnica. Historia jest tym bardziej ciekawa, że mowa tu o Gillian Lynne, jednej z najbardziej znanych baletnic w historii.
Autorytetem nazywamy te osoby, które w danej chwili mają możliwość wszczepiania lub nie poczucia bezpieczeństwa i zdrowego poczucia własnej wartości.
Dobra matka i dobry ojciec spełniają swoją rolę, gdy wychowują dziecko zdolne do spełnienia tego, co postanowią, które czuje, że zasługuje na spełnienie swoich marzeń i że jest tego tak godna, jak każda inna osoba. Jednakże nie zawsze można oceniać rodziców, bo nawet najlepiej wychowane dziecko trafia w końcu na nauczyciela, który i tak stwierdzi, że do niczego się ono nie nadaje, choć właśnie ocenił jego pracę na “cztery z plusem”.
Dziękuję, że we mnie wierzysz
Wiele osób przez długi czas żyło zaprogramowanych w taki negatywny sposób. Przyczyniły się do tego stanu rzeczy różne osoby. Mogli to być rodzice, współpracownicy czy partner. Te ograniczające wierzenia są niczym “trojan” zainstalowany w oprogramowaniu naszego mózgu. Sprawiają, że zmieniają się nasze pomysły, kasują pragnienia, nadzieje, ucinają marzenia, a w zamian za to instalują pełen pakiet strachu i niepewności.
Wielu psychologów stosuje termin “powrotu do źródła”. Zachęcają do zrzucenia warstwa po warstwie wszystkich strupów i blizn, wszystkiego tego, co nie zostało wyleczone. Wszystko po to, aby znaleźć tę figurę, która w pewnym momencie wszczepiła nam przeświadczenie, że nie jesteśmy zdolni do tego, czy tamtego. Zaprogramowała tak, że myślimy, że nie zasługujemy na dowodzenie cuglami własnego szczęścia.
Nie zawsze bowiem powiedzenie sobie na siłę, że “wiele znaczę i bardzo się kocham”, aby inaczej na siebie spojrzeć, nie zdaje się na zbyt wiele.
Ta wewnętrzna podróż zmierzająca wgłąb naszego emocjonalnego świata zawsze jest wskazana. Musimy odebrać autorytet tej figurze, która zadziałała na naszą szkodę, temu nauczycielowi, który twierdził, że do niczego się nie nadajemy. Być może ojcu, który na każdym kroku powtarzał, że “jesteś niezdarą”, albo partnerowi, który stale podkreślał nasze potknięcia, aby zyskać na znaczeniu.
Poza tym niezwykle delikatnym procesem, w którym warstwa po warstwie ściągamy ograniczające nas wierzenia i towarzyszące im emocje, warto otaczać się zdrowymi i wartościowymi osobami. Mało co może nas tak wzmacniać, jak towarzystwo osoby, która w nas wierzy, nawet wtedy, gdy my sami już przestaliśmy. Taka osoba wspiera, gdy wątpimy, karmi nasze nadzieje i dodaje męstwa.
Jeśli już masz wokół siebie jedną lub więcej osób z tej szczególnej rasy, nie wahaj się od czasu do czasu szczerze im za to podziękować. “Dziękuję że we mnie wierzysz”.
Zdjęcia dzięki uprzejmości Pascala Campion