Moon to film, który czerpie z klasyki science fiction, w powolnym tempie stawiający transcendentalne pytania. Daleko mu od postępowego spojrzenia na kosmiczną rasę, widzi on na Księżycu raczej ostatnie źródło przetrwania naszego gatunku.
Do 2009 roku niewielu znało Duncana Jonesa, a dla innych był po prostu synem niezapomnianego Davida Bowiego. Jednak tego roku dał się poznać światu dzięki swojej niesamowitej pierwszej produkcji: filmowi Moon.
Daleki od podążania śladami ojca, Jones postanowił poświęcić się innej artystycznej sferze: reżyserii filmowej. Ukończył filozofię i z doktoratem w ręku zdecydował się rozpocząć praktykę filmową. Tym sposobem w 2009 roku pojawił się jego pierwszy film fabularny.
Z pewnością wielu uważało, że ze względu na korzenie rodzinne Jones ma niezliczone kontakty i będzie mógł pozwolić sobie na kinowy skok w wielkim stylu. Chociaż mógł przyjąć artystyczne nazwisko swojego ojca i starać się uzyskać ogromne dofinansowanie, zdecydował się być po prostu sobą – Duncanem Jonesem z dość ograniczonym budżetem.
Mimo to Moon znacznie przekroczył oczekiwania i uzyskał niesamowity wynik finansowy. Podbił Festiwal Filmowy w Sitges i zdobył wiele nagród, między innymi za Najlepszy Film Niezależny 2009 roku.
Moon: science fiction
Wydaje się, że tylko wielcy hollywoodzcy producenci są w stanie zrobić film science fiction, a jedyną drogą dla gatunku są spektakularne efekty specjalne i wysoki budżet, do których przyzwyczaiły nas duże produkcje.
Moon zaprzecza tej tezie. Prezentuje nam intymny obraz science fiction, który odzwierciedla nieodłączne, metafizyczne ludzkie problemy. Jeden aktor i ograniczone zasoby pozwoliły na stworzyć powolny, prosty i introspektywny, ale pełen elegancji i interesujących rozwiązań film.
O czym jest ten film?
Założenie jest proste i niezbyt wyszukane: przedstawia nam przyszłość, być może bliższą, niż nam się wydaje. Kiedy na ziemi wyczerpały się zasoby, konieczna okazuje się podróż ku nowym źródłom, które w tym przypadku mają znajdować się na Księżycu.
Satelita zostaje przekształcony tak, by wykonać operację wydobywczą. Firma Lunar Industries Ldt wysyła na Księżyc jednego ze swoich astronautów, Sama Bella, z misją, która ma potrwać 3 lata.
Bell jest odpowiedzialny za sterowanie koparkami, które wydobywają materiał niezbędny do wytwarzania energii na Ziemi. Jego samotność potęguje niemożność skontaktowania się z jego rodzinną planetą w czasie rzeczywistym z powodu awarii satelity komunikacyjnego.
Firma ma też ważniejsze kłopoty niż rozwiązanie problemu komunikacyjnego. W końcu Bellowi udaje się samodzielnie skontaktować się z rodziną za pośrednictwem nagranych wiadomości. Jego jedynym towarzyszem jest inteligentny robot GERTY, który nieuchronnie przypomina robota HAL 9000 z filmu 2001: Odyseja kosmiczna.
I to właśnie wpływ filmu Stanleya Kubricka jest bardzo obecny w obrazie Jonesa. Rzeczywiście Moon zawiera wiele aluzji, w tym nawet quasi-naśladowczych scen, do tego kultowego filmu, który ożywił gatunek science fiction. Ale nie tylko film Kubricka pojawia się w Moon. Wymienić można też takie tytuły jak Obcy (Scott, 1979) czy Solaris (Tarkovski, 1972), bo i one odcisnęły swoje piętno na wizji Jonesa.
Podobnie do filmu w pewnym sensie nawiązują nowsze tytuły, takie jak Interstellar (Nolan, 2014), Ad Astra (Gray, 2019) czy nawet High Life (Denis, 2018). W pewnym sensie wszystko to prowadzi nas do rozmyślań na tym, jak scena science fiction ewoluowała na przestrzeni czasu. A dokładniej – jak zmieniała się idea kosmicznej przestrzeni.
Ewolucja gatunku
Od zarania ludzkości człowiek ze zdumieniem patrzył w niebo, obserwował gwiazdy i planety w różnych celach. Z czasem zaczęło się to przekładać na kreacje artystyczne, w tym obrazy filmowe science fiction. Jednym z wielkich pionierów tego gatunku jest film Kobieta na Księżycu (Woman on the Moon) (Fritz Lang, 1929).
Film podzielony jest na dwie odrębne części: pierwszą, która przedstawia ideę podróży na Księżyc, oraz drugą, która dotyczy samej podróży. Wtedy człowiek wciąż marzył o gwiazdach, o podboju kosmosu. Ten etap postrzegany jako znak postępu, ewoluowania myśli o przestrzeni kosmicznej i związanego z tym entuzjazmu.
Mijają lata. Tak dochodzimy do 1968 roku. Wówczas to filmowiec Stanley Kubrick zmieni, niemal równocześnie z realnymi zmianami w historii ludzkości, bieg kosmicznego science fiction. Film 2001: Odyseja kosmiczna udoskonala proste modele wykreowane Langa i wykorzystuje wyjątkowe efekty wizualne.
Kubrick zdaje się wszystko przewidywać: wypuszcza swój film na rok przed lądowaniem człowieka na Księżycu, w samym środku wyścigu kosmicznego. Zrozumie, że być może maszyny staną się zagrożeniem dla człowieka, ale ostatecznie niesie nadzieję, że ludzkość sobie z nim poradzi.
Gdy świat zachwycał się Kobietą na Księżycu, spełniły się nasze marzenia o podboju kosmosu. Wraz z Kubrickiem natomiast stawaliśmy się świadkami rozważań nad tym, jak może się skończyć kosmiczny wyścig, który się wówczas odbywał.
Warto zatem zapytać: jak dziś wygląda nasze postrzeganie kosmosu? Czy nadal będziemy marzyć o korzyściach płynących jego podboju, skoro wyścig kosmiczny okazał się absolutną porażką?
Moon: nowy głos gatunku
W tym sensie Moon pokazuje nam znacznie bardziej gorzką stronę kosmicznych rozważań. Według stawianej przez film tezy nasz świat został tak zmasakrowany przez działalność człowieka, że w niezbyt odległej przyszłości będziemy zmuszeni wrócić w Kosmos.
Tym razem jednak nie dla spektakularnych osiągnięć, z nadzieją na poprawę lub wręcz uratowanie naszego życia na Ziemi.
W dobie zmian klimatycznych planeta Ziemia staje się coraz bardziej niegościnna, a przestrzeń kosmiczna może okazać się ostatecznością. Podobnie idea samotności, która była już wyczuwalna w innych obrazach gatunku, w filmie Jonesa jest znacznie wyraźniejsza.
Otóż przedmiotem rozważań jest nikt inny jak człowiek, który jest ofiarą swoich czasów, systemu, kłamstw i wielkiego biznesu. Science fiction jest pretekstem do refleksji nad chwilą obecną. Nie ma już marzeń, nie ma już nadziei ani złudzeń. Jest pustka.
Czym jest science fiction
Dla Moon science fiction jest pole, które pozwala na refleksję nad samym sobą, introspekcyjne wejrzenie w głąb siebie, ale nad dehumanizacją świata przez wielkie firmy, dla których indywidualne interesy ludzi liczą się mało albo wcale.
Pomimo niskiego budżetu estetyka jest absolutnie dopracowana. Aktorska kreacja wyjątkowego Sama Rockwella, który musi poradzić sobie ze starszą wersją siebie, jest na najwyższym poziomie.
To bardzo interesujący wątek filmu: Jones stawia przed nami dwóch mężczyzn, którzy twierdzą, że są tą samą osobą, lecz spotykają się w różnych momentach swojego życia. W ten sposób pojawia się konflikt. Czy istota jaźni jest niezmienna, niewzruszona? Czy jaźń zmienia się z czasem lub okolicznościami?
Moon stawia nas w sytuacji, gdy stare „ja” stawia czoła młodemu „ja”, z którym będzie różniło się w wielu zasadniczych kwestiach. Faktycznie, gdyby ktokolwiek z nas miał zmierzyć się z przeszłym „ja”, znalazłby się przed złożonym scenariuszem pełnym znaków zapytania.
Czy to dwie różne osoby? Czy jednak sama osoba w różnych okolicznościach? To tylko niektóre z pytań, które zadaje sobie widz.
Jones nie ukrywał, że ta dychotomia „ja” pojawi się w jego filmie. Jednak być może ciekawiej jest zmierzyć się z filmem, nie wiedząc o tym założeniu.
Moon: podsumowanie
Choć Moon jest przewidywalny od pierwszych minut, nie przestanie nas zaskakiwać, wciągać i bawić. W wolnym tempie, kontrastującym z wielkimi produkcjami współczesnej sceny science fiction, Jones rysuje scenariusz, który nie jest udziwniony, zdaje się realny, a przy tym wspierany przez klaustrofobiczne i pełne obostrzeń środowisko.
Reżyser niewymuszenie, bez spektakularnych akcji stawia transcendentalne pytania dotyczące bytu. Pokazuje przy tym, że science fiction wciąż posiada ten krytyczny składnik, tak mocno kojarzymy z dystopiami. Demaskując nadużycia biznesowe dzisiejszego świata, kwestionuje idee takie jak wolność, dehumanizacja i postęp.
Wszystko to w obrazie, który korzysta z bogatej tradycji gatunku i kształtuje ją w elegancki, ale indywidualny sposób. To film, który wywodzi się z powolnego science fiction minionych czasów, lecz porusza aktualne problemy.
Niewątpliwie Moon to wizja daleka od pozytywizmu dekad sprzed wyścigu kosmicznego, bardziej tragiczna, gdzie przestrzeń kosmiczna jest niczym więcej jak ostatnim źródłem potrzebnych ludzkości zasobów.