Cierpienie w milczeniu… Wszyscy to robimy. Ukrywamy się w zakrętach naszych ślimaczych skorupek, aby milczeć i cierpieć w samotności, niezauważeni przez nikogo w naszym otoczeniu.
Z zewnątrz wydawać by się mogło, że wykazujemy stoicki spokój. Udajemy, że nie dzieje się nic, podczas gdy w naszym wnętrzu toczą się krwawe walki bez żadnych zasad. Cierpienie narasta w nas powoli, bez przerwy i boleśnie aż nie jesteśmy w stanie znieść już nic więcej. Załamujemy się.
My ludzie jesteśmy istotami społecznymi. Okazuje się jednak, że bardzo często wybieramy cierpienie w samotności, w milczeniu. Wolimy pokazywać nasz śmiech i dzielić z drugimi nasze radosne chwile.
Przyzwyczajamy się do codziennych zajęć i staramy się być jak najbardziej rutynowi, ponieważ właśnie tak zyskujemy kontrolę. A przynajmniej tak się nam wydaje. Tak jakby nie działo się zupełnie nic. Okazuje się jednak, że dokładnie w tym samym czasie cierpienie wyżera nasze emocjonalne wnętrzności.
“Więcej odwagi wymaga stawienie czoła cierpieniu niż śmierci”
-Marlene Dietrich-
Zarówno psychologowie jak i psychiatrzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że trauma i milczenie prawie zawsze idą u nas w parze. Nie jest łatwo na głos powiedzieć, co nas boli i wywołuje u nas cierpienie.
Dzieje się tak z dwóch podstawowych powodów: po pierwsze boimy się, że zostaniemy osądzeni przez innych. Po drugie, strach wywołuje u nas również to, że ujawni się, jak podatni jesteśmy na zranienie.
W tym bezdusznym świecie bowiem triumf odnoszą zazwyczaj osoby silne, ludzie, którzy mogą pokonać wszystko i zwycięsko wyjść z każdej próby. Ludzie nie do powalenia, zawsze zadowoleni, nigdy nie narzekający, działający efektywnie i tryskający optymizmem oraz pewnością siebie.
Wszystko to wywołuje w nas nieodparte poczucie, że w naszych czasach cierpienie w pewien sposób nas piętnuje i oddziela od reszty społeczeństwa. Jest kolejny powód tego, że w naszym społeczeństwie jest tyle osób z nieleczoną depresją. Ma to również wpływ na stale rosnącą liczbę samobójstw wśród młodych osób.
Wszystko to stanowi bardzo niepokojącą tendencję.
Cierpienie w ciszy – dlaczego nie warto
Jakiś czas temu w elektronicznym wydaniu pewnego znanego czasopisma opublikowano list napisany przez kobietę, która przyznała, że nie jest w stanie poradzić sobie dłużej ze swoim życiem.
Po raz trzeci została matką i jak twierdziła, nie miała nawet siły wstać z łóżka. To naprawdę zaskakujące, ale aż 80% komentarzy, jakie pojawiły się pod listem miały bardzo negatywny wydźwięk. Czasami to, co pisano ocierało się o psychiczne znęcanie i prawdziwe okrucieństwo.
Pokochaj siebie nieco bardziej, a będziesz znacznie mniej cierpieć…
Depresja poporodowa oraz ciężki okres połogu u kobiet do dzisiaj stanowi pewne tabu. Jeżeli kobieta po narodzinach dziecka doświadcza spadku nastroju i załamania psychicznego, natychmiast się ją potępia.
Dlaczego? Ponieważ społeczeństwo z utartymi schematami oczekuje od matki, że zawsze da z siebie 100%, że będzie uśmiechnięta i dziarsko stawi czoła wyzwaniom dnia. Dlatego też większość kobiet decyduje się na przechodzenie tego w zaciszu domowym, wybierając cierpienie w milczeniu.
Tak samo jest w przypadku nastolatków (zarówno chłopców jak i dziewcząt), których dotyka bullying czyli prześladowanie przez rówieśników. Zazwyczaj przechodzą przez to sami, w milczeniu, nie prosząc nikogo o pomoc.
Zamykają się w klatce samotności i w zaciszu własnych pokoi, gdyż jest to jedyne miejsce, w którym czują się bezpieczni. Nie jest to dobre zachowanie, jest ono szkodliwe dla osób, które dotyka cierpienie. Dlatego też my jako dorośli mamy obowiązek zareagować możliwie jak najwcześniej.
Chcemy bowiem uchwycić moment, zanim będzie za późno. Zanim młoda osoba dotknięta bólem całkowicie straci motywację do jakichkolwiek zmian na lepsze. Zanim rzeczywistość stanie się bezsensownym bazgrołem, którego nie da się już naprawić.
Sześć powodów, dla których warto przestać cierpieć w milczeniu
- Pierwszym powodem, dla którego warto przerwać cierpienie w milczeniu jest fakt, że niepotrzebnie tylko przedłużamy w ten sposób nasz ból. Jeżeli nie zrobimy kroku do przodu i nie poprosimy o pomoc, niepotrzebnie zintensyfikuje się również nasze cierpienie. Będzie jak ciemny, duszący nas cień.
- Również negatywne myśli staną się wtedy znacznie silniejsze i bardziej dręczące. Stracimy naszą ludzką naturę i stopniowo zaczniemy się zmieniać w obraz bólu emocjonalnego. Wszystkie objawy zaczną być znacznie głębsze, trudniejsze do zniesienia, bardziej skomplikowane.
- Z czasem pojawi się moment, w którym kontakty społeczne staną się niewygodne, a nawet przestaniemy je podtrzymywać. Przytulenie, dotyk, pocieszenie i ciepłe słowa stracą dla nas swoje pierwotne znaczenie. Będziemy na nie spoglądać z podejrzliwością i przyjmować je za zagrożenie.
- Opóźnianie momentu, w którym poprosimy o pomoc sprawi również, że późniejsze leczenie będzie trudniejsze i bardziej skomplikowane.
- Sami siebie w ten sposób piętnujemy i izolujemy od społeczeństwa. Fakt, że opóźniamy ten krok i nie prosimy o pomoc kontaktując się ze specjalistą jeszcze zwiększa w nas przekonanie, że trauma i cierpienie idą w parze z milczeniem. Jest to pogląd z gruntu błędny i bardzo szkodliwy dla nas samych.
- Musimy też pamiętać o jeszcze jednej rzeczy – cierpienie nas zmienia. Urabia nas na swoją modłę tak, żebyśmy już nigdy nie byli tacy sami. Z czasem możemy nawet przestać być wierni samym sobie a to jest z całą pewnością coś, na co nie zasługujemy.
Połączyć się żeby wyleczyć
Cierpienie izoluje nas od drugich i od nas samych. Ponowne połączenie się z nimi i ze sobą to jednak coś, co leczy, stanowi środek terapeutyczny i koi duszę.
Gdy dzielimy się z zaufaną osobą naszym bólem i ujawniamy przed nią naszą podatność na zranienie (niezależnie od tego, czy jest to nasz przyjaciel czy terapeuta), osiągamy dwa cele.
Po pierwsze udaje nam się odciążyć nieco od naszego cierpienia i przestajemy przeprowadzać autosabotaż. Nikt przecież nie postanawia zachorować na depresję poporodową. Nikt nie zasługuje na to, żeby się na nim wyżywano, żeby być ofiarą swojej przeszłości lub straconego dzieciństwa.
Nikt z nas nie zasługuje na to, żeby się zaniedbać i spychać na margines własne potrzeby aż do momentu, w którym znika miłość do samego siebie.
“Gdy cierpisz, zmuś się do tego, żeby przypomnieć sobie jakiś radosny moment. Już bowiem nawet jeden świetlik oznacza koniec ciemności”
-Alejandro Jodorowsky-
Drugą korzyścią, jaką uzyskamy będzie prawdziwe i autentyczne katharsis emocjonalne.
Prawda jest taka bowiem, że wiele osób decydujących się na psychoterapię żyje omotanych złością czy chęcią zemsty, ukrywając za nią kruchą, bezbronną istotę, jaka kryje się w ich wnętrzu. W procesie terapii dzień za dniem, krok po kroku umożliwia się pogodzenie ze samym sobą i z otaczającym osobę światem.
To z kolei stopniowo rozluźnia łańcuchy bólu i sprawia, że cierpienie powoli znika. Nie ma najmniejszej wątpliwości, iż jest to proces pracochłonny i bardzo trudny. Jest to jednak coś, na co wszyscy zasługujemy: zaprzestać cierpienie w milczeniu i zacząć liczyć na pomoc kogoś, kto nas kocha i rozumie.
Myślmy o tym jak najczęściej. Wyjdźmy z naszej ciemnej skorupki, jaka narosła wokół odczuwanego przez nas cierpienia. Nie wybraliśmy go przecież, ono po prostu się pojawiło. A my z całą pewnością zasługujemy na życie bez jego piętna.