Przypadek Nadii - jak funkcjonują środki masowego przekazu?

Przypadek Nadii - jak funkcjonują środki masowego przekazu?

Ostatnia aktualizacja: 16 czerwca, 2018

Znany program telewizyjny, w którym dotyka się najdelikatniejszych tematów zaczyna poranną audycję. Smutne twarze, oburzenie i zakłopotanie zwiastują, że omawiany będzie znany przypadek Nadii. Chora dziewczynka, której ojciec pojawił się w wielu kanałach telewizyjnych okazała się być zwykłą oszustką.

Przypadek Nadii sprawił, że środowisko dziennikarskie czuje się oszukane i przyjmuje rolę ofiary. 

Przypadki, w których w audycji telewizyjnych pojawiają się chore dzieci należą do tych, które zazwyczaj znacznie wpływają na wzrost oglądalności. Możliwość udzielenia pomocy potrzebującym pewnej części widzów pozwala na okazywanie empatii, okazywanie uczuć, a nawet uspokojenie skołatanego sumienia.

Przypadek Nadii – znany w telewizji

Czasem otaczają nas ludzie, którzy choć w głębi duszy są szkodliwi dla innych, z łatwością wcielają się w postać “odważnego ojca”. W tym kontekście nauczyliśmy się, że ludzka ignorancja rośnie proporcjonalnie do przychodów odnotowywanych przez środki masowego przekazu.

Wiele osób charakteryzuje się skąpym sercem w tym sensie, że w sieciach społecznościowych nie wspominają o swoich dzieciach z nowotworem. Byliby gotowi przerwać ciążę, gdyby zdrowie płodu było zagrożone. Nie wierzą w miłość jako formę pozwalającą na zdobycie godności społecznej. Niestety jako ludzie skatalogowani jesteśmy jako mało empatyczni, sceptyczni i tacy, nie potrafiący zrozumieć…

Przypadek Nadii w telewizji

Niezależnie od tego, znaczna część społeczeństwa nigdy nie uczyniłaby dziecka bohaterem tak haniebnego spektaklu. Spektaklu, w którym promuje się pseudonaukę, komercjalizowanie cudzego bólu i cierpienia, mając na celu wywołanie współczucia społeczeństwa w czasie, gdy na całym świecie nie brakuje przecież podobnych przypadków i innych cierpiących dzieci.

Pseudonauka i cudowne lekarstwa

Programy telewizyjne pełne są pseudo specjalistów nie potrafiących odróżnić Trichotiodystrofii od śmiertelnej choroby. Co gorsza w wielu przypadkach nawet nie mają zamiaru tego robić, zakładając, że ogół telewizyjnych widzów jest na tyle niedoświadczony, że nie będzie w stanie zwrócić na to uwagi.

Opinia publiczna, która wierzy, że w jakiejś afgańskiej jaskini kryje się powszechnie uznany w swoim fachu specjalista w zakresie genetycznej manipulacji, który za pomocą kilku zastrzyków w szyję może uratować życie Nadii…

Nikt niestety nie zainteresował się możliwością przeprowadzenia wywiadu z Juanem Ferrando ze Szpitala Klinicznego w Barcelonie lub Anną Patiño z Uniwersytetu Klinicznego z Nawarry, którzy w 2006 roku zdiagnozowali u dziewczynki chorobę zwaną Trichotiodystrofią potwierdzając diagnozę wieloma badaniami genetycznymi.

Oboje byli niezwykle zaskoczeni faktem, że przypadek Nadii został wykorzystany publicznie do zorganizowania kampanii mającej na celu zbiórkę pieniędzy na ratowanie życia 11-letniej dziewczynki, której nic w rzeczywistości nie zagrażało. Według zapewnień, miała ona być poddana eksperymentalnej terapii w Houston. Nie ma jednak żadnych potwierdzonych informacji o rzeczywistym istnieniu wspomnianej terapii.

Ojciec ubrany w różne mistyczne wisiorki spoczywające na jego szyi przekonywał w telewizyjnym studiu, że eksperyment został zarejestrowany przez naukowców z NASA. Swoim wywodem wprowadził w realne przygnębienie zarówno gości, jak i samą prezenterkę, szalę smutku przeważając dodatkowo stwierdzeniem, że on sam cierpi na nowotwór trzustki (choć nie istnieją na to żadne dowody).

Telewizyjne plecenie bzdur

Po tym jak dowiedzieliśmy się, że wszyscy padli ofiarą oszustwa, programy telewizyjne nie przyjmują na siebie pełnej odpowiedzialności. Zawsze towarzyszy temu brak samokrytycyzmu. Nikt nie czuje się ostatecznie odpowiedzialny za propagowanie totalnej ignorancji.

Ostatecznie, jakby dla odwrócenia uwagi, mówi się natomiast o zdjęciach, na których Nadia rzekomo znajdowała się w pozycjach seksualnych. Skupiono się na nich do tego stopnia, że omawiano pozycje w jakich dziewczynka rzekomo się na nich znajdowała i ustalano pozycję osoby, która owe zdjęcia rzekomo wykonała. Dodatkowo przypuszcza się, że dziewczynka znajdowała się w tym czasie pod wpływem narkotyków.

Publiczne drwiny zdają się nie mieć końca. Choć złym ojcem i matką ignorantką zajął się już sąd, nie zmienia to faktu, że na konto bankowe nadal wpływają pieniądze, a dziecko nie może zaznać prywatności, ponieważ stale narusza się jej intymność. Szkoda, jakiej doznało dziecko będzie się za nim ciągnąć do końca życie.

Czego uczy nas przypadek Nadii

Przypadek Nadii stanowi dla nas lekcję pod wieloma względami. Jasno pokazuje, że nawet rodzice mogą stać się największym przekleństwem dziecka. Pokazuje też jak ważne jest sprawdzanie tego, co jako pewnik oferują nam dziennikarze.

Nadia z rodzicami

Przypadek Nadii pokazuje też, że zdjęcia 11-letniego dziecka o charakterze seksualnym potrafią przez długi czas cieszyć się popularnością, że media nie mają najmniejszej intencji kierować się wzniosłymi zasadami. Pokazuje też, że oszukańcze “terapie” lepiej podnoszą oglądalność danego programu, niż rzeczywiste odkrycia naukowe. 

Włączamy więc telewizor i biernie przyjmujemy to, co się nam podaje, nie myśląc, że Nadia być może kiedyś będzie kimś z naszego otoczenia. Wygląda na to, że show i duża publiczność usprawiedliwiają wszystko. Zostaje tylko prosić o wybaczenie, jako obserwatorzy całego tego zamieszania.

Wypadałoby też prosić o wybaczenie wszystkich ojców i matki dzieci, którzy dzień po dniu walczą o przetrwanie w obliczu prawdziwych i realnych chorób, które naprawdę stanowią zagrożenie dla życia ich dzieci. Bardziej wierzą oni w uczciwie przeprowadzone badania naukowe, niż w gorący show wypromowany przez jakiś kanał telewizyjny.

Przykro nam z powodu Nadii. Nigdy nie powinno jej spotkać to, co ją spotkało. Nikt też nie powinien był pozwolić na skrzywdzenie dziewczynki, przed którą otworem stoi całe życie.


Ten tekst jest oferowany wyłącznie w celach informacyjnych i nie zastępuje konsultacji z profesjonalistą. W przypadku wątpliwości skonsultuj się ze swoim specjalistą.