Wegetacja, zamiast cieszenia się pełnią życia

Wegetacja, zamiast cieszenia się pełnią życia

Ostatnia aktualizacja: 07 listopada, 2017

Wegetacja przytrafia się tym, którzy zapomnieli na czym polega korzystanie z życia w pełni.

Wegetacja czy pełnia życia? Co dominuje Twój sposób bycia? Jak każdego ranka zaczynasz nowy dzień, życie zaczyna się każdego dnia na nowo. Po porannym joggingu szybko wskakuję pod prysznic, odkręcam kran z zimną wodą. Przez najbliższych pięć minut zimna woda spływa mi po twarzy, przemierza całe ciało. Na dywaniku zostawiam odcisk mokrych stóp, uważając, żeby nie pochlapać reszty podłogi.

Włączam wentylator, a w między czasie przyglądam się mojemu odbiciu w lustrze. Staram się rozpoznać znajdującą się w nim twarz, która każdego dnia wydaje mi się tak samo obca. Następnie nanoszę na siebie olejek do ciała nie pomijając żadnego centymetra kwadratowego mojej skóry. Od koniuszków palców w górę, aż do uszu.

Wegetacja czy prawdziwe życie?

Następnie nakładam makijaż. Perfekcyjnie przestrzegam przy tym ustalonej kolejności, zupełnie jakbym malowała obraz, który będzie później licytowany. Najpierw twarz, później oczy, jak u Modiglianiego, aby podkreślić ich migdałowaty kształt, rzeźbiąc rzęsy aż do nieskończoności i o kawałek dalej.

Kobieta przed lustrem

Zawsze kończę na ustach, mięsistych i bardzo wyrazistych, mocna czerwień w połączeniu z naturalnym światłem dziennym odpowiednio podkreśla ich piękno. Myję zęby, nić dentystyczna i płukanie. Pięć minut. Ostatnia czynność to nałożenie dwóch wciśnięć ulubionych perfum za każde ucho, po jednym na nadgarstek i jedno między uda.

Esencją niemoralności jest tendencja do robienia wyjątków w stosunku do samego siebie

-Jane Addams-

Idę do sypialni na boso, jeszcze naga, wytwarzając ten sam odgłos, co mój kot stąpający po parkiecie. Otwieram szafę i obserwuję moją kolekcję, w większości posiadającą jeszcze markowe metki. Wybieram bieliznę, zawsze idealnie spasowaną. Pozwalam żeby cały strój opadał na moją skórę, jeszcze błyszczącą i wilgotną.

Otwieram lodówkę, żeby przygotować naprędce sok z warzyw i owoców dostępnych w tym sezonie. Piję trochę jednocześnie przygotowując zieloną herbatę. Wybieram buty na wysokim obcasie, na serdeczny palec lewej ręki wkładam jeden z moich pierścionków.

Biorę torebkę, schodzę na parking, w moim niebieskim bentleyu czuję się jak w wyperfumowanej, lśniącej bańce. Włączam radio i słyszę “Barcarolle” Offenbacha. Kieruję się w stronę biura. Czasem przed wyjściem zapominam przeczytać notkę, którą mąż zostawia mi każdego dnia. Jeśli zajdzie taka potrzeba, zadzwonię do sprzątaczki i poproszę, żeby ją otworzyła. Nie chcę, aby mąż zobaczył ją wciąż zamkniętą.

Zawsze byłam niepoprawnie roztargniona. W każdym mało znaczącym detalu. W tych najważniejszych sprawach niestety również.

W biurze – tryb życia odpowiedni dla miejsca pracy

Docieram do miejsca pracy. Idę wzdłuż długiego rzędu stołów, które prowadzą do mojego biura. Wraz z każdym stawianym przeze mnie krokiem rośnie poruszenie. Wszyscy pracownicy bez wyjątku prostują się na swoich krzesłach, choć widać, że na ich twarzach dominuje jeszcze poranne rozespanie. Pozdrawiają mnie z uśmiechem, który na ich twarzach wymalował strach i napięcie. To daje mi poczucie władzy.

Na mojej zmianie wszystko przebiega według tego samego ustalonego porządku, czyli na moje dyktando. Wszystko odbywa się w ustalonym przeze mnie czasie, charakteryzuje się nadzwyczajną efektywnością. Nie ma miejsca na najmniejszy błąd. Jeśli jednak do niego dochodzi, moja zimna krew zaczyna wrzeć. Nie stanowi dla mnie problemu zwolnienie kogoś z pracy.

Prawie wszyscy szukamy pokoju i wolności; jednak tylko niektórzy z nas posiadają w sobie tyle entuzjazmu, by wyzwalać myśli, uczucia i uczynki prowadzące do pokoju i szczęścia

-Aldous Huxley-

Kobieta idzie przez mostek

Kiedy wracam do domu, nalewam sobie lampkę wina, na tarasie wypalam dwa papierosy. Między czasie obserwuję najwyższe budynki w naszym mieście, które znajdują się poniżej mojego.

Znajduje mnie mój mąż, obejmuje mnie. Mdli mnie zawsze, kiedy to robi. Nie mogę się doczekać chwili, w której ten tydzień dobiegnie końca, w której będzie nieobecny z powodów “związanych z pracą”. Właśnie wtedy będę mogła znaleźć się w ramionach mojego kochanka.

Nic nie sprawia, że czuję się źle, dosłownie nic. Tylko czasami, kiedy widzę jakąś uśmiechającą się do mnie osobę, coś wstrząsa moim wnętrzem, bo nawet nie wiem kiedy i w jakich okolicznościach zupełnie zapomniałam jak to się robi. Czasem, dokładnie tak jak teraz, staję przed lustrem i ćwiczę uśmiech. Nie jest on niestety mój. Boli mnie to, że emocja ta ostatecznie okazuje się niezmiernie smutna.

Cudzy uśmiech wstrząsa moim wnętrzem

Kiedy widzę siebie, taką pozbawioną osobowości, przed lustrem, wtedy myślę jaka jest prawda. Jestem jakąś żałosną imitacją szczęśliwego człowieka. Piękny wygląd maskujący to, co w środku jest zupełnie inne. Maluję budynek, który za chwilę rozpadnie się w drobny mak. Owoc pięknie wyeksponowany w kamerze. Tylko w naturalnym świetle można dostrzec, że usycha, że nie ma w nim życia. Nie jest to już nawet jakaś marna wegetacja.

Właśnie teraz odkrywam się sama przed sobą, zupełnie naga i pozbawiona wszystkiego, co miałoby w jakiś sposób ulepszyć mój wizerunek. Właśnie taka bezbronna i nieszczęśliwa czuję się każdego dnia. Być może właśnie taką pozna mnie czytelnik, który przeczyta moje słowa pisane w chwili największej słabości.

Mimo wszystko chcę jednak, by wiedzieli, chcę o tym napisać, chcę krzyczeć, wejść jutro do biura i rzucić: “Drodzy Państwo. Chcę, żebyście wiedzieli, że tak naprawdę jestem nikim! Moje życie to zwykła wegetacja. Przeżywam życie z dnia na dzień, zamiast czerpać z niego garściami.” Chcę to wykrzyczeć. Chcę wyjść na ulicę i przytulić każdego, kto mnie spotka, zapytać jak to robią, że są szczęśliwi, prawdziwie szczęśliwi…

Dwie łzy. Tylko dwie spływają po moich policzkach. Ubiera mnie cała rozciągłość spokoju. Zaczynam się zastanawiać, czy nie jest to w rzeczy samej przykazanie, które powinnam odkrywać gdziekolwiek się znajdę?

Chciałabym tylko móc wierzyć, że kiedy się jutro obudzę, moje serce nie zamknie się na wszystko i nie zacznie mnie oszukiwać na nowo każdego dnia. Chcę wierzyć, że nie zamknie mnie w środku ze związanymi rękoma. Właśnie to sprawia, że zamiast brać z życia pełnymi garściami, pozostaje wyłącznie nic nieznacząca wegetacja. 

Tak jak robiło to ze mną jak dotąd. Zniewala mnie wewnętrznie, zaślepia. Wypacza i szkodzi, sprawiając, że zapominam o wszystkim tym, co prawdziwe, o wszystkim, co płacząc ze szczerego serca Wam napisałam.


Ten tekst jest oferowany wyłącznie w celach informacyjnych i nie zastępuje konsultacji z profesjonalistą. W przypadku wątpliwości skonsultuj się ze swoim specjalistą.