Panowie Hoyt: ojciec i syn, którzy nie znają słowa „niemożliwe”

Panowie Hoyt: ojciec i syn, którzy nie znają słowa „niemożliwe”

Ostatnia aktualizacja: 28 kwietnia, 2021

Mało kto mówi o Dicku i Ricku Hoyt, jakby byli dwoma oddzielnymi osobami. Kiedy się o nich mówi, najczęściej używa się po prostu nazwiska w liczbie mnogiej: Hoytowie. Dick to ojciec, a Rick to syn. Obaj stworzyli tak wspaniały zespół, że stali się przykładem dla tysięcy ludzi na całym świecie.

Wszystko zaczęło się w Winchister w Stanach Zjednoczonych, prawie pięćdziesiąt lat temu. Pan i pani Hoyt czekali na swojego pierworodnego potomka i to z wielką niecierpliwością. Jednak to, co miało być najszczęśliwszym momentem ich życia, zamieniło się w koszmar. Dziecko miało problemy przy porodzie.

Podczas porodu pępowina zawiązała się wokół szyi noworodka, uniemożliwiając normalny dopływ tlenu do mózgu.

„Ludzie czasami się na mnie gapią. Mam nadzieję, że to dlatego, że jestem bardzo uroczy”.

-Rick Hoyt-

Konsekwencją tego wszystkiego było to, że maluch doznał urazu mózgu, którego nie można było cofnąć. Wkrótce zdiagnozowano u niego porażenie mózgowe. Potem lekarze wskazali, że Rick Hoyt, nowo narodzony chłopiec, nigdy nie będzie mógł mówić ani kontrolować ruchów swoich kończyn.

Ciężkie czasy dla rodziny Hoyt

Kiedy mały Rick Hoyt miał zaledwie dziewięć miesięcy, lekarze spotkali się z rodziną chłopca. Powiedzieli im, że lepiej umieścić go w specjalistycznym zakładzie. Przekonywali też, że chłopiec będzie dla nich ciężarem, ponieważ był skazany na życie praktycznie jak warzywo.

Jednak po wielu przemyśleniach i niezliczonych dniach płaczu rodzice zdecydowali się z nim zostać. Ponadto podjęli decyzję, że będą go wychowywać jak normalne dziecko najlepiej, jak potrafią.

Przez 11 lat ojciec i matka Hoyt darzyli małego Ricka całą swoją miłością i troską. Jak powiedzieli lekarze, wydawał się nie reagować na żadne bodźce z otoczenia. Jednak pewnego dnia zauważyli, że chłopiec podąża za nimi wzrokiem, dokądkolwiek się kierowali. Wydawało im się też, że rozumiał wiele z tego, co mówią.

Ten mały gest natchnął ich optymizmem. Postanowili więc wybrać się na wydział inżynierii na Uniwersytecie Tufts. Chcieli wiedzieć, czy istnieje jakieś urządzenie lub jakiś sposób komunikowania się z chłopcem.

Eksperci powiedzieli im, że nie, ponieważ chłopiec nie wykazywał ich zdaniem żadnej aktywności mózgu. Rodzice poprosili ich więc, aby opowiedzieli jakiś żart, a kiedy to zrobili, Rick zaczął się śmiać.

Bracia Hoyt

Nowa ścieżka nadziei

Ta reakcja zrobiła na inżynierach duże wrażenie. Zaczęli więc tworzyć system, dzięki któremu chłopiec mógłby komunikować się za pomocą niewielkiego ruchu głowy. Rok później wszystko było gotowe.

Wszyscy z niecierpliwością czekali na pierwsze słowa Ricka. Ku jego zdziwieniu, te słowa brzmiały: „No dalej, Bruins!” Miał na myśli lokalną drużynę hokejową.

Wtedy rozpoczął się nowy etap dla rodziny Hoyt. Wszyscy byli zachwyceni, mogąc komunikować się z Rickiem. Byli jeszcze bardziej zafascynowani, gdy zauważyli, że chłopiec jest bardzo aktywny i wrażliwy. Chciał uczestniczyć we wszystkim.

W tym czasie jeden z nauczycieli został sparaliżowany. W związku z tym zorganizowano wyścig sportowy, aby zebrać fundusze na jego leczenie. Rick powiedział, że chce wziąć udział. Czuł potrzebę pomocy tej osobie, która doświadczyła takiego nieszczęścia.

Cud rodziny Hoyt

Ojciec zgodził się pobiec z synem w wyścigu. Chłopiec jechał na wózku inwalidzkim, a Dick go pchał. Wyzwanie było skomplikowane i trudne. Poprzeczka była postawiona wysoko i pokonanie przeszkód na drodze wydawało się niemożliwe.

Jednak jedynym ich celem było ukończenie wyścigu nie na ostatnim miejscu. I dokonali tego. Kiedy przekroczyli linię mety, Rick miał szeroki uśmiech na twarzy.

Para biegaczy

Później Rick powiedział ojcu coś, czego ten nigdy nie zapomni. Zdanie brzmiało: „w czasie wyścigu czułem, że moja niepełnosprawność zniknęła”. Chciał jeszcze raz przeżyć to uczucie przekraczania linii mety. W 1979 roku Rick i Dick Team Hoyt wzięli udział w maratonie bostońskim.

Kilka lat później zdecydowali się natomiast spróbować triathlonu. Był tylko jeden problem: ojciec nie umiał pływać. Rozwiązanie? Nauczyć się. Prawie w wieku pięćdziesięciu lat Dick nauczył się pływać, aby móc stanąć do konkursu wraz z synem. Tym razem popychał łódź w której siedział syn, aby ukończyć zawody na wodzie.

Nic nie uszczęśliwiło Ricka bardziej niż udział w tych nowych zawodach. Za każdym razem, gdy przekracza linię mety, nawet na ostatnich miejscach, na jego twarzy maluje się szeroki uśmiech.

Do dzisiaj Hoyt wzięli udział w 66 różnych maratonach. Ukończyli również kolejne 975 zawodów. Rick ukończył Uniwersytet Bostoński. Uwielbia swojego ojca tak samo, jak on uwielbia syna. Jest wesołym chłopcem, który lubi żartować. Obecnie mieszka sam i deklaruje się jako szczęśliwy człowiek.


Ten tekst jest oferowany wyłącznie w celach informacyjnych i nie zastępuje konsultacji z profesjonalistą. W przypadku wątpliwości skonsultuj się ze swoim specjalistą.